Recenzja filmu

Pokolenie Ikea (2023)
Dawid Gral
Bartosz Gelner
Michalina Olszańska

Emocjonalny analfabetyzm

Widać, że reżyser starał się pierwowzór literacki na swój debiutancki ekran trochę "naprostować". Ale "Z pustego i Salomon nie naleje". Gral gra z widownią na dwa fronty. Z jednej strony, niby to
Emocjonalny analfabetyzm
Choć w "Pokoleniu Ikea" wszystko kręci się wokół seksu, film różni się od takich produkcji jak seria "365", "Pokusa" czy "Heaven i Hel(l)". Przybywa do nas z pewnością na tej samej erotycznej fali, ale jednak jest inny. W przypadku pełnometrażowego debiutu Dawida Grala mamy do czynienia z wyuzdanym, zagubionym narracyjnie rom-comem, którego główny bohater udaje przez większość filmu, że z romantyzmem mu całkowicie nie po drodze. Standard. Ale za to przez prawie cały seans – niby to z przymrużeniem oka, niby to trochę piętnując – normalizuje różnego typu przemocowe zachowania i słowa. Cytując autora literackiego pierwowzoru: "Seks to przecież próba władzy. Wchodzisz na ring (…)".



Piotr C. alias "Czarny" – trzydziestoparoletni prawnik z Warszawy (bo jakby inaczej) – fetyszyzuje "seks alfabetyczny". Facet prowadzi nawet taki swój olschoolowy kajet, w którym skrupulatnie fakturuje swoje seksualne – przeważnie jednorazowe – podboje. Trochę tak jak w tej piosence zespołu Wilki (Baśka miała fajny biust / Ania styl, a Zośka coś, co lubię… ), pamiętacie? Choć – powiedzmy sobie szczerze – przy Piotrze C. Robert Gawliński rośnie nam do rangi niemalże Petrarki. "Spis cudzołożnic 2.0" Piotra C. to bardziej taki internetowy survey, taki w stylu hot or not (jedna dama jest 8/10, druga zaś 6/10, inna 4/10 itd.).

Czarny oprowadza nas po współczesnym świecie randkowych aplikacji, tak jakby Tinder pojawił się na świecie wczoraj. Man explaining pełną gębą. Film Grala zaczyna się zresztą taką pompatyczną sekwencją montażową z cyklu Hi guys! Welcome to my world. Piotr z offu mówi nam w stylu Koterskiego "co jest pięć", na ekranie przewalają się – zazwyczaj orgazmujące – kobiety w różnym wieku (jakby inaczej, próbujemy być przecież tacy vogue, nawet w "satynowym chlewie"), do tego ujęcia warszawskich wieżowców, a w tle całość jest groteskowo uszlachetniana przez "Bolero" Ravela. Pierwsza filmowa aluzja? Otwarcie "Manhattanu" (1979) Woody'ego Allena, pocztówkowa sekwencja nowojorska. Czemu mnie to nie dziwi?



Zrozumcie mnie dobrze: to nie jest tak, że Dawid Gral nic nie umie. Widać, że reżyser starał się pierwowzór literacki na swój debiutancki ekran trochę "naprostować". Ale "Z pustego i Salomon nie naleje". Gral gra z widownią na dwa fronty. Z jednej strony, niby to piętnuje ultra-seksistowskie, mizoginiczne poczynania swojego protagonisty, z drugiej zaś – całkowicie w nich tonie. I tak pod dyktando tego szamocącego się, schizofrenicznego dwutaktu – przypominającego właściwie pars pro toto relację Czarnego z jedyną bliską mu osobą (prócz matki i przyjaciela Koguta), czyli Olgą – mierzona jest cała narracja filmu. I nawet bardziej niż złość, rozczarowanie, wzruszenie, po seansie "Pokolenia Ikea" – ku mojemu zdziwieniu, przyznam szczerze – czułam się potwornie, do bólu, zmęczona.

Zmęczyłam się staniem obok tego świata, do którego najpierw się mnie ochoczo zaprasza (wręcz siłą rwie, podstępem), a potem wykopuje (trochę tak jak w tym epizodzie z dziewczyną z klubu, bodaj Aleksandrą, która według Czarnego nie bardzo umie w fellatio). Obok tych marionetkowych postaci, którym – nie powiem – czasem zdarza się stać obok prawdziwych ludzi (szczególnie granej przez Michalinę Olszańską Oldze). Życie millenialsów w ujęciu Piotr C.? Ciągła impreza podszyta moralnym kacem. Przyjemność jako towar (kolejny towar, kolejna szafka z Ikei?), a w naszym obowiązku leży jej konsumpcja. Skoro możemy mieć od świata na każdym kroku wszystko, w zasadzie…  nie otrzymujemy niczego. Mało tego – nie potrafimy już określić tego, co autentyczne w zalewie kopii i cieni. Skoro trudno nam żyć "poza zasadą przyjemności", godzimy się ze spuszczoną głową na pozór, fikcję i syntetyczne orgazmy.



Technologia może nas popychać w kosmos, to the moon and back, ale dalej działamy, kochamy, cierpimy popychani przez mity, które bardziej niż do Tindera, odsyłają nas do Homera. Nikt nie potrafi pozbyć się tego bagażu. I nie chodzi o to, aby się go pozbywać. Ale z pewnością niczego nas nie uczy (i nie nauczy) – filmowa, a tym bardziej literacka – wersja "Pokolenia Ikea". Choć Czarny tak bardzo fetyszyzuje alfabet, sam jest emocjonalnym analfabetą. Przekaz dotarł, tylko czemu takim medium?
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones